Hucpoland czyli o życiu (na prowincji) w ogóle.
Czasem zdarza się, że jakiemuś mieszkańcowi wielkiego miasta zamarzy się pożyć trochę na prowincji. Typowy egzemplarz ma trochę po trzydziestce, karierę już zaliczoną, jako korporacyjny szczur zdążył się się wyżyć i teraz dla odmiany chciałby zwolnić trochę obroty i zrobić coś dla siebie oraz otoczenia. Typowy osobnik zaopatrzony więc w poradniki typu "Lato w Prowansji" rusza na swojską prowincję i szybko okazuje się, że zamiast do spokojnej Prowansji trafił do zdziczałego Hucpolandu.
Prowincjonalny zdziczały Hucpoland jest swoistym środowiskiem, zamieszkiwanym zwykle przez elitę (składającą się z sołtysa, żony sołtysa, syna sołtysa, kuzyna sołtysa, kolegi z podstawówki sołtysa i innych krewnych i znajomych sołtysa) oraz nie liczącą się zastraszoną resztę. Sołtys (zwykle ten sam od co najmniej kilkunastu lat) oraz jego krewni i znajomi posiadają nad Hucpolandem władzę absolutną, której nikt nie śmie kwestionować, a gdyby nawet śmiał to wkrótce spotyka go za to kara w postaci pozbawienia stanowiska młodszego referenta w urzędzie (bardzo intratna praca na prowincji), cofnięcia licencji na sprzedaż alkoholu (bardzo intratny interes na prowincji) oraz licznych kontroli (przeprowadzanych przez ciotkę Sołtysa, która zupełnie przypadkiem jest kierownikiem odpowiedniej prowincjonalnej instytucji). Oczywiście pokrzywdzony delikwent może donieść na sołtysa do prokuratury (bratowa koleżanki żony sołtysa), albo założyć mu jakąś sprawę w sądzie (teść chrześniaka sołtysa). Jaki będzie skutek chyba nie trzeba tłumaczyć. Spotkanie (ex) mieszkańca wielkiego miasta i sołtysa jest szokiem dla obydwu stron. Dla sołtysa bo nie może zrozumieć jak ktoś może mu się tak bezczelnie i głupio postawić, a dla mieszkańca wielkiego miasta bo nie może zrozumieć czy sołtys jest naprawdę aż tak bezczelny i głupi czy tylko udaje. Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku każda ze stron dochodzi jednak do wniosku, że dostosuje drugą do swoich standardów. (Ex)mieszkaniec wielkiego miasta zakłada więc jakieś stowarzyszenie, zaczyna pisać bloga oraz słać skargi do różnych instytucji w celu zdyscyplinowania sołtysa przynajmniej w stopniu umożliwiającym minimalne wyegzekwowanie powszechnie rozumianego prawa. W odpowiedzi sołtys rozpoczyna szeptaną kampanię czarnego PR w której (ex)mieszkaniec wielkiego miasta jest szkodliwym oszołomem, życiowym zerem oraz niebezpieczną mafią. Próbuje też utrudnić mu życie,albo wręcz wypłoszyć ze swojego Hucpolandu używając w tym celu prowincjonalnych instytucji obsadzonych przez kuzynów, kolegów oraz kochanki. I jak to w "wojnie światów" bywa walka staje się coraz bardziej zażarta. Sadząc z różnych stron, które można znaleźć w Internecie polem takiej walki jest aktualnie wiele urokliwych miasteczek lezących w pobliżu wielkich miast (zwłaszcza takich z dogodnym dojazdem do wielkiego miasta). Różni (ex) mieszkańcy wielkiego miasta walczą, żeby wytłumaczyć swoim sołtysom, że przetargi rozstrzyga się w urzędzie w godzinach pracy (nie po godzinach w pobliskiej agencji towarzyskiej), plany zagospodarowania przestrzennego to jest narzędzie pilnowania ładu przestrzennego (nie wyciskania łapówek od inwestorów), trzeba mieć na uwadze dobro wszystkich mieszkańców(nie tylko ciotki oraz kuzyna) i że sprawowanie władzy generalnie powinno opierać się o cywilizowane standardy. Oczywiście trzymamy kciuki za stronę (ex)mieszkańców wielkiego miasta. No i cywilizowane standardy oczywiście. Powyższy felieton w żaden sposób nie stanowi opisu żadnego konkretnego Hucpolandu, ani żadnego konkretnego sołtysa, a jest jedynie sumą przemyśleń na podstawie obserwacji z życia oraz internetu wziętych. O (nie)budowaniu społeczeństwa obywatelskiego w Milanówku
Najpiękniejsze milanowskie wille.
Teoretycznie Milanówek powinien być modelowym przykładem doskonale działającego społeczeństwa obywatelskiego. Ma dobrze wykształconą populację mieszkańców, której chce się robić coś społecznie (nierzadko angażują się też ludzie którzy są uznanymi autorytetami w swojej dziedzinie np. architektury). Działa w nim ponad 20 organizacji pozarządowych, kilka bardzo aktywnych społecznych blogów, profili na Facebooku itp. Milanówek ciągle jeszcze zachował coś ze swojej przedwojennej magii toteż ciągle fascynuje i przyciąga nieprzeciętnych ludzi
Teoretycznie milanowskie społeczeństwo obywatelskie powinno bez problemu doprowadzić do wyeliminowania żenujących pomysłów lokalnej władzy typu "są pieniądze na full wypas parki, ale nie ma na łatanie dziur w drogach", "kuchnia szkolna za pół miliona", "budownictwo jednorodzinne w jednym z nielicznych pozostałych miejskich lasów". Nie powinno być tez problemów z zachowaniem chronionych prawnie wartości kulturowych i przyrodniczych. Chociażby z tego względu, że społecznicy z poprzednich dekad, zauroczeni tym miejscem zostawili po sobie dobrze skonstruowane zabezpieczenia prawne, sprawiające, ze bez ewidentnych naruszeń prawa niszczenie tego przepięknego miejsca jest niewykonalne. Jednak w Milanówku chyba coś poszło nie tak, skoro mimo tego iż aktualna sytuacja uwiera tak wielu osobom nie udało się tutaj jeszcze zaprowadzić porządku. Na początku nie rozumieliśmy. jak to możliwe aby tak duża ilość, tak zaangażowanych i świetnie wykształconych ludzi była aż tak nieefektywna. Do głowy przychodziły różne absurdalne teorie, Jednak prawda okazała się jeszcze bardziej absurdalna. # # # Właściwie każdy, kogo dotknie "geniusz" lokalnej władzy polegający na niejednokrotnie zadziwiającej interpretacji prawa, (która pozwala "obejść" wszystko podejrzewamy, że nawet łącznie z Konstytucją) przechodzi przez to samo. Czyli pisze serie odwołań, skarg, donosów do wszystkich organów, które powinny zainterweniować i ...... obija się o mur. Wszelkie centralne instytucje do których skargi i odwołania docierają zdają się stać na stanowisku, że lokalna władza ma zawsze rację. Jeżeli interpretacja prawa lokalnych struktur jest zbyt naciągana, to tworzy się ad hoc inne kruczki prawne umożliwiające podtrzymanie decyzji . Niejednokrotnie coraz bardziej absurdalne. Czasami w odpowiedziach na skargi pojawiają się nawet sformułowania, co tu dużo mówić, po prostu obraźliwe czy grożące. Niekiedy decyzje się uchyla, pod pozorem jakiś proceduralnych błędów, ale nigdy nie dostrzega się nawet ewidentnego naruszenia prawa. Niedopatrzenie się błędu w działaniach lokalnej władzy zdaje się być głównym celem istnienia instytucji centralnych. Podobnie ma się sprawa z przeprowadzanymi kontrolami, które nie są zdolne do znalezienia nawet oczywistych nieprawidłowości. Niektórzy walczą o oczywiste prawa już od kilkunastu lat, kolekcjonując kolejne absurdalne odpowiedzi w swoich segregatorach. Gdy się patrzy na te segregatory to na myśl przychodzi pytanie o co tu właściwie chodzi. Bo na pewno nie o promocje społeczeństwa obywatelskiego, ruchów oddolnych czy demokracji. Bowiem wspieranie działań lokalnej władzy, których zgodność z prawem jest hmmm....... nie do wykazania, a które generują znaczne szkody dla wszystkich- nawet przy najlepszych chęciach nie może być uznane za promocje i wspieranie tych wartości. A niezadowolenie jest już powszechne. Tylko nie wszyscy wyrażają je głośno, bo jak je publicznie wyrazić jeżeli głównym pracodawca i zleceniodawcą jest lokalna władza. To struktury lokalnej władzy wydaja koncesje na prowadzenie działalności gospodarczej. To one mogą nasłać kontrole i uczynić życie nieznośnym. To one mogą sprawić, ze straci się prace. Jak się tu postawić skoro nawet w najbardziej ewidentnych przypadkach nie można liczyć na pomoc instytucji centralnych czyli struktur podobno stojących na straży przestrzegania prawa. (Zainteresowanych jak wygląda życie po wejściu w konflikt z lokalna władzą zapraszamy do portalu lacorruption.org.) Skalę problemu odzwierciedla stopień dewastacji zabytkowego układu przyrodniczo- urbanistycznego Milanówka. W ciągu ostatnich kilkunastu lat podjęto szereg czynności sprzecznych z całkiem dobrymi zabezpieczeniami prawnymi, które istnieją. Za prawie każdym podziałem działki, budynkiem postawionym na działce bez prawa do zabudowy, za każdą zniszczona zabytkowa willa, budowa sprzeczna z MPZP czy wyciętym zespołem drzew - stoi naruszenie prawa. Miasto, które powinno być jedna z najcenniejszych perełek architektonicznych Mazowsza czerpiąc korzyści ze swojej historii i architektury jest podupadającym, dewastowanym miasteczkiem tonącym w długach. A wszystko to wbrew woli mieszkańców i prężnie działającego społeczeństwa obywatelskiego, przy którym w normalnych warunkach mała grupa ludzi czerpiąca zyski z dewastacji miasta nie miałaby szans gdyby nie niezachwiane wsparcie instytucji centralnych i upór z jakim nie dopatrują się naruszenia prawa w najbardziej nawet szkodliwych i krzywdzących działaniach lokalnej władzy. Społeczeństwo obywatelskie potrzebuje nie tyle dotacji, programów czy tym podobnych form wsparcia co skutecznie działającego prawa. Społeczeństwo obywatelskie kwitnie w miejscach gdzie można wyegzekwować obowiązujące przepisy, chociaż w stopniu podstawowym i gdzie instytucje centralne zamiast przyznawać dotacje bankrutującym gminom (w celu załatania dziur spowodowanych, powiedzmy hmmm...., niegospodarnością) są raczej skoncentrowane na przymuszaniu lokalnej władzy do poszanowania europejskich wartości i obowiązującego prawa. Bardzo miło jest słyszeć, że powstają liczne programy wspierające rozwój społeczeństwa obywatelskiego inicjowane przez organizacje pozarządowe, ale bez zmiany struktury mechanizmów nadzoru w sposób który wymusi przestrzeganie, na prowincji obowiązującego prawa społeczeństwo obywatelskie zawsze będzie obrywać w walce z lokalną "władzą". Żadna oddolna inicjatywa obywatelska nie ma szans z lokalna władza szczodrze dokarmiana dotacjami i pieniędzmi przekazywanymi przez władze centralne, które pochodzą ...... z naszych podatków. Milanówek i sąsiadujący Grodzisk Mazowiecki zdobywają wysokie rankingi w konkursach na najlepsze gminy w kraju. Czyżby w innych miejscach było jeszcze gorzej? |
|
Transparentność przede wszystkim
Najpiękniejsze milanowskie wille.
Przejrzystość sprawowania władzy i poddanie jej kontroli społecznej jest jednym z mierników zaawansowania cywilizacyjnego. W średniowieczu władza pochodziła od Boga, a więc jej kwestionowanie i patrzenie jej na ręce było grzechem. Król i jego zausznicy jako pomazańcy boży wiedzieli najlepiej. Z definicji. Potem stopniowo władza wymykała się z gestii spraw "boskich", coraz bardziej akceptowano jej ludzki charakter. Ludzką rzeczą jest się jednak mylić i ulegać pokusie, toteż wraz z uczłowieczeniem pojęcia władzy w coraz większym stopniu zaczęto dostrzegać konieczność jej ciągłej kontroli. Współczesne, zaawansowane cywilizacyjnie państwa maja tak skonstruowane prawodawstwo, aby ludzie zarządzający strukturami państwowymi mogli być pod stała obserwacją. I słusznie - w końcu są tylko pracownikami najemnymi opłacanymi z naszych - podatników pieniędzy.
Nowoczesne państwo daje obywatelom możliwość nie tylko kontroli, ale również wpływu na to co się dzieje w najbliższym otoczeniu. Ale czy z nich korzystają?
To, trzeba przyznać, zależy od samych obywateli. Od poziomu ich wykształcenia, zaawansowania kulturowego , świadomości własnych praw. Czyli od tego czy są nowoczesnymi europejczykami, czy tez ich świadomość zatrzymała się na poziomie pańszczyźnianego chłopa. Zważywszy, ze pańszczyznę zniesiono na ziemiach polskich w XIX wieku oznaczałoby to jednak znaczne zapóźnienie cywilizacyjne. 45 lat komunizmu nie jest już, ponad 20 lat po jego upadku - żadnym usprawiedliwieniem.
Milanówek, w przeciwieństwie do tego co niektórzy twierdzą nie był nigdy miastem ogrodem (nie był więc osiedlem budowanym przez właściciela fabryki dla swoich pracowników w trosce o ich warunki bytowe), lecz miastem letniskiem / miastem lasem. Od swojego początku był miejscem europejskim, jeżeli nie światowym. Osiedlała się w nim świadoma najnowszych trendów twórcza klasa średnia i szybciutko wdrażała wszelkie formy samo organizacji społecznej (jak to było wówczas w jej zwyczaju) w formie różnych stowarzyszeń, z których jednym było Milanowskie Towarzystwo Letnicze). To właśnie ci aktywiści trzymający rękę na pulsie miasta nadawali temu miejscu swoisty klimat i sprawiali, że się szybko rozwijało. Tradycja społeczeństwa obywatelskiego była więc częścią kultury tego miasta od jego początków. To właśnie ona, a nie "geniusz" tonącego wiecznie w długach właściciela parcelowanego majątku Milanówek, spowodowała, ze na nieurodzajnych piaskach urosły przepiękne wille tonące w balsamicznym sosnowym starodrzewiu.
Przy takich początkach i takiej tradycji musi dziwić opór i brak wsparcia niektórych mieszkańców dla tych europejskich idei, których kontynuacje uniemożliwił okres rządów komunistycznych. Przecież kontrola poczynań władzy, jej transparentność i wyegzekwowanie prawa obywateli do współdecydowania w podejmowaniu dotyczących ich decyzji jest podstawa nowoczesności i rozwoju. Bez spełnienia tych warunków cofamy się w mroki średniowiecza i skazujemy na postępująca pauperyzację. Która w Milanówku, w ciągu ostatnich kilkunastu lat zaczyna być coraz bardziej widoczna.
Mieszkańcy Milanówka zasługują na więcej niż nędznie wynagradzana praca w centrach handlowych i mieszkania w tandetnych domkach!
Nowoczesne państwo daje obywatelom możliwość nie tylko kontroli, ale również wpływu na to co się dzieje w najbliższym otoczeniu. Ale czy z nich korzystają?
To, trzeba przyznać, zależy od samych obywateli. Od poziomu ich wykształcenia, zaawansowania kulturowego , świadomości własnych praw. Czyli od tego czy są nowoczesnymi europejczykami, czy tez ich świadomość zatrzymała się na poziomie pańszczyźnianego chłopa. Zważywszy, ze pańszczyznę zniesiono na ziemiach polskich w XIX wieku oznaczałoby to jednak znaczne zapóźnienie cywilizacyjne. 45 lat komunizmu nie jest już, ponad 20 lat po jego upadku - żadnym usprawiedliwieniem.
Milanówek, w przeciwieństwie do tego co niektórzy twierdzą nie był nigdy miastem ogrodem (nie był więc osiedlem budowanym przez właściciela fabryki dla swoich pracowników w trosce o ich warunki bytowe), lecz miastem letniskiem / miastem lasem. Od swojego początku był miejscem europejskim, jeżeli nie światowym. Osiedlała się w nim świadoma najnowszych trendów twórcza klasa średnia i szybciutko wdrażała wszelkie formy samo organizacji społecznej (jak to było wówczas w jej zwyczaju) w formie różnych stowarzyszeń, z których jednym było Milanowskie Towarzystwo Letnicze). To właśnie ci aktywiści trzymający rękę na pulsie miasta nadawali temu miejscu swoisty klimat i sprawiali, że się szybko rozwijało. Tradycja społeczeństwa obywatelskiego była więc częścią kultury tego miasta od jego początków. To właśnie ona, a nie "geniusz" tonącego wiecznie w długach właściciela parcelowanego majątku Milanówek, spowodowała, ze na nieurodzajnych piaskach urosły przepiękne wille tonące w balsamicznym sosnowym starodrzewiu.
Przy takich początkach i takiej tradycji musi dziwić opór i brak wsparcia niektórych mieszkańców dla tych europejskich idei, których kontynuacje uniemożliwił okres rządów komunistycznych. Przecież kontrola poczynań władzy, jej transparentność i wyegzekwowanie prawa obywateli do współdecydowania w podejmowaniu dotyczących ich decyzji jest podstawa nowoczesności i rozwoju. Bez spełnienia tych warunków cofamy się w mroki średniowiecza i skazujemy na postępująca pauperyzację. Która w Milanówku, w ciągu ostatnich kilkunastu lat zaczyna być coraz bardziej widoczna.
Mieszkańcy Milanówka zasługują na więcej niż nędznie wynagradzana praca w centrach handlowych i mieszkania w tandetnych domkach!
Dwa milanowskie światy (refleksja po rozmowie w radiu RDC)
Najpiękniejsze milanowskie wille.
Bardzo żałujemy, że dyskusja która miała miejsce na antenie RDC 17 marca nie stała się dyskusją o jawności w Milanówku. Niestety po raz kolejny okazało się, że żeby prowadzić dyskusję obydwie strony muszą reprezentować mniej więcej równy poziom. Tutaj jedna ze stron pokazała, że reprezentuje poziom zdecydowanie niższy.
Słuchając dyskusji po raz kolejny mieliśmy wrażenie, ze w Milanówku istnieją dwa światy. Jeden skupia ludzi, którzy wiedzą, ze istnieje świat poza Milanówkiem i ten świat ma cywilizowane standardy oparte na jawności i przestrzeganiu prawa . Drugi to jakaś nieokreślona grupa ludzi, którzy uważają, że świat kończy się na Milanówku, tutejsza władza ma zawsze rację, a jak się komuś nie podoba to znaczy, ze chce budować wieżowce i jest antysemitą (sformułowania pochodzą z autentycznych wypowiedzi jakiejś osoby która zadzwoniła do radia w trakcie audycji
Najbardziej wyrazistym przykładem zderzenia tych światów był fragment dyskusji w którym przedstawiciel Stowarzyszenia Obywatelskiego Posesjonatów mówił o udziale w Personal Democracy Forum 2014 i pomyśle na jawność w instytucji samorządowej, który prezentował tam Prezydent Gdańska. Mogłoby być to punktem startowym do podzielenia się jakimiś "best practicies" i wprowadzenia w Milanówku zmian wzorowanych na gdańskich. Mogłoby pod warunkiem, ze druga strona zrozumiałaby sens tej wypowiedzi. Niestety druga strona zrozumiała chyba tylko tyle, że Stowarzyszenie Obywatelskie Posesjonatów to się w ten sposób "reklamuje", a w ogołe to "kampania wyborcza".
Powstaje wiec pytanie jak rozmawiać z ludźmi, którzy z dyskusji rozumieją tylko "ja mam władze, a ty na pewno chcesz władzę, bo tylko o władze może tu chodzić", skoro w ich świecie ewidentnie nie istnieją ludzie którzy władzy nie chcą, ale chcą cywilizowanych standardów? Dlaczego później mają pretensje, ze nie traktuje się ich jak partnerow? Czy ten ich demokratyczny niedorozwój ma charakter mentalny, kulturowy czy ciwilizacyjny?
PS. Odpowiadając od razu wszystkim, którzy teraz z kolei nas zaczną oskarżać o prowadzenie "kampanii wyborczej" odpowiadamy, że nie jesteśmy zainteresowani. Stołek burmistrza czy radnego 15-tysięcznego miasteczka nie jest dla nas żadną atrakcją. Natomiast dołożymy wszelkich starań,żeby zarowno burmistrz jak i rada miasta tutaj musieli trzymać się prosto i przestrzegać prawa oraz zasady jawności działań władzy. W cywilizowanym, nie swoim rozumieniu.
Słuchając dyskusji po raz kolejny mieliśmy wrażenie, ze w Milanówku istnieją dwa światy. Jeden skupia ludzi, którzy wiedzą, ze istnieje świat poza Milanówkiem i ten świat ma cywilizowane standardy oparte na jawności i przestrzeganiu prawa . Drugi to jakaś nieokreślona grupa ludzi, którzy uważają, że świat kończy się na Milanówku, tutejsza władza ma zawsze rację, a jak się komuś nie podoba to znaczy, ze chce budować wieżowce i jest antysemitą (sformułowania pochodzą z autentycznych wypowiedzi jakiejś osoby która zadzwoniła do radia w trakcie audycji
Najbardziej wyrazistym przykładem zderzenia tych światów był fragment dyskusji w którym przedstawiciel Stowarzyszenia Obywatelskiego Posesjonatów mówił o udziale w Personal Democracy Forum 2014 i pomyśle na jawność w instytucji samorządowej, który prezentował tam Prezydent Gdańska. Mogłoby być to punktem startowym do podzielenia się jakimiś "best practicies" i wprowadzenia w Milanówku zmian wzorowanych na gdańskich. Mogłoby pod warunkiem, ze druga strona zrozumiałaby sens tej wypowiedzi. Niestety druga strona zrozumiała chyba tylko tyle, że Stowarzyszenie Obywatelskie Posesjonatów to się w ten sposób "reklamuje", a w ogołe to "kampania wyborcza".
Powstaje wiec pytanie jak rozmawiać z ludźmi, którzy z dyskusji rozumieją tylko "ja mam władze, a ty na pewno chcesz władzę, bo tylko o władze może tu chodzić", skoro w ich świecie ewidentnie nie istnieją ludzie którzy władzy nie chcą, ale chcą cywilizowanych standardów? Dlaczego później mają pretensje, ze nie traktuje się ich jak partnerow? Czy ten ich demokratyczny niedorozwój ma charakter mentalny, kulturowy czy ciwilizacyjny?
PS. Odpowiadając od razu wszystkim, którzy teraz z kolei nas zaczną oskarżać o prowadzenie "kampanii wyborczej" odpowiadamy, że nie jesteśmy zainteresowani. Stołek burmistrza czy radnego 15-tysięcznego miasteczka nie jest dla nas żadną atrakcją. Natomiast dołożymy wszelkich starań,żeby zarowno burmistrz jak i rada miasta tutaj musieli trzymać się prosto i przestrzegać prawa oraz zasady jawności działań władzy. W cywilizowanym, nie swoim rozumieniu.
W magistracie znowu nie wyszło
Najpiękniejsze milanowskie wille.
Milanówek 1901 - Blog pochylił się już nad rzeczową analizą zawartości pewnej strony i zrobił to w bardzo dobry, dokładny i wyczerpujący sposób (co można zobaczyć tutaj: http://milanowek-1901.blog.pl/2014/04/06/142-burmistrzu-chcesz-krecic-to-nie-pisz-bloga-bo-osmieszasz-milanowek/)
My natomiast chcielibyśmy pochylić się nad spiskowo-komicznymi aspektami tej strony bo niewątpliwie wpis zatytułowany "Prima Aprilis ? " właśnie zawiera sporo treści spiskowo- komicznych.
Zacznijmy od tego, że jak rozumiemy autor strony czuje się prześladowany przez grupę 8 osób do której należą 4 radne, 2 panie i 2 panów. Członkowie grupy prześladują go wysyłając maile, ewentualnie nachodząc magistrat ze złowrogą kamerą na widok której urzędnicy wybuchają płaczem. Autor sugeruje, że jest to "zorganizowana akcja", chociaż niezwykle żałujemy, że nie wyjawił kto w jego opinii za nią stoi (np. kosmici, zjednoczone wywiady całej kuli ziemskiej, chomiki mutanty, święty Mikołaj - jak widać gama możliwości jest szeroka).
Dowiadujemy się natomiast nieco szczegółów na temat innych sposobów prześladowania. Otóż prześladowcy wysyłają do urzędu zapytania, co sprawiło, że w całym zeszłym roku urząd otrzymał ich aż 360 czyli 0,0225 w przeliczeniu na mieszkańca Milanówka co jak wiadomo jest liczbą astronomiczną, nieludzką i powodem do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej.
Jak rozumiemy najgorsze jest jednak to, że prześladowcy po otrzymaniu urzędowych odpowiedzi nie chowają ich na dno jakiejś szafy, ale dzielą się nimi w internecie, co powoduje, że mogą zobaczyć je inni mieszkańcy, z których niektórzy nawet (o zgrozo!) publicznie się z nich śmieją. Po prostu skandal, ohyda i kpina z powagi urzędu.
Absolutnie najgorsze jednak jest to, że działaniami prześladowców zainteresowały się media, zupełnie nie rozumiejąc iż robią w tym momencie niezależnym radnym "kampanię wyborczą", podczas gdy jest to absolutnie złe i może doprowadzić w przyszłej kadencji rady miasta do tak katastrofalnych i nieodwracalnych skutków jak uznanie jakiejś skargi mieszkańca za zasadną, co nie zdarzyło się od lat kilkunastu.
Swoją drogą te oskarżenia o "kampanię wyborczą" to dla niektórych chyba już obsesja. Ostatnio wszelkie działania kłopotliwe dla magistratu (niezależnie od tego kto je podejmuje) są określane jako "kampania wyborcza". Niedługo susza w Australii, plamy na słońcu, brak "Kevina samego w domu" na święta też zostaną pewnie uznane za "kampanię wyborczą" w gminie Milanówek.
Na koniec autor pesymistycznie stwierdza iż to wszystko to "jest tylko chęć sparaliżowania pracy urzędników, szukanie za wszelką cenę informacji, które pomogą im oczernić burmistrza" i dodaje z goryczą, że "panie Radne zaprosiły reporterów „Superaka” do Milanówka i pozowały im do zdjęć", co jak rozumiemy spowodowało przekroczenie granicy fizycznego i mentalnego bólu oraz spowodowało założenie bloga.
Hmm... moglibyśmy pewnie jakoś to podsumować, ale obawiamy się, że cokolwiek napiszemy to autor i tak zrozumie opatrznie i dopatrzy się w naszych słowach wyłącznie szyderstwa z własnej osoby, zaszyfrowanego numeru rejestracyjnego własnego samochodu, albo ukrytej przepowiedni dotyczącej końca świata. Więc się powstrzymamy.
My natomiast chcielibyśmy pochylić się nad spiskowo-komicznymi aspektami tej strony bo niewątpliwie wpis zatytułowany "Prima Aprilis ? " właśnie zawiera sporo treści spiskowo- komicznych.
Zacznijmy od tego, że jak rozumiemy autor strony czuje się prześladowany przez grupę 8 osób do której należą 4 radne, 2 panie i 2 panów. Członkowie grupy prześladują go wysyłając maile, ewentualnie nachodząc magistrat ze złowrogą kamerą na widok której urzędnicy wybuchają płaczem. Autor sugeruje, że jest to "zorganizowana akcja", chociaż niezwykle żałujemy, że nie wyjawił kto w jego opinii za nią stoi (np. kosmici, zjednoczone wywiady całej kuli ziemskiej, chomiki mutanty, święty Mikołaj - jak widać gama możliwości jest szeroka).
Dowiadujemy się natomiast nieco szczegółów na temat innych sposobów prześladowania. Otóż prześladowcy wysyłają do urzędu zapytania, co sprawiło, że w całym zeszłym roku urząd otrzymał ich aż 360 czyli 0,0225 w przeliczeniu na mieszkańca Milanówka co jak wiadomo jest liczbą astronomiczną, nieludzką i powodem do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej.
Jak rozumiemy najgorsze jest jednak to, że prześladowcy po otrzymaniu urzędowych odpowiedzi nie chowają ich na dno jakiejś szafy, ale dzielą się nimi w internecie, co powoduje, że mogą zobaczyć je inni mieszkańcy, z których niektórzy nawet (o zgrozo!) publicznie się z nich śmieją. Po prostu skandal, ohyda i kpina z powagi urzędu.
Absolutnie najgorsze jednak jest to, że działaniami prześladowców zainteresowały się media, zupełnie nie rozumiejąc iż robią w tym momencie niezależnym radnym "kampanię wyborczą", podczas gdy jest to absolutnie złe i może doprowadzić w przyszłej kadencji rady miasta do tak katastrofalnych i nieodwracalnych skutków jak uznanie jakiejś skargi mieszkańca za zasadną, co nie zdarzyło się od lat kilkunastu.
Swoją drogą te oskarżenia o "kampanię wyborczą" to dla niektórych chyba już obsesja. Ostatnio wszelkie działania kłopotliwe dla magistratu (niezależnie od tego kto je podejmuje) są określane jako "kampania wyborcza". Niedługo susza w Australii, plamy na słońcu, brak "Kevina samego w domu" na święta też zostaną pewnie uznane za "kampanię wyborczą" w gminie Milanówek.
Na koniec autor pesymistycznie stwierdza iż to wszystko to "jest tylko chęć sparaliżowania pracy urzędników, szukanie za wszelką cenę informacji, które pomogą im oczernić burmistrza" i dodaje z goryczą, że "panie Radne zaprosiły reporterów „Superaka” do Milanówka i pozowały im do zdjęć", co jak rozumiemy spowodowało przekroczenie granicy fizycznego i mentalnego bólu oraz spowodowało założenie bloga.
Hmm... moglibyśmy pewnie jakoś to podsumować, ale obawiamy się, że cokolwiek napiszemy to autor i tak zrozumie opatrznie i dopatrzy się w naszych słowach wyłącznie szyderstwa z własnej osoby, zaszyfrowanego numeru rejestracyjnego własnego samochodu, albo ukrytej przepowiedni dotyczącej końca świata. Więc się powstrzymamy.
Protest mieszkańców
Można chyba śmiało powiedzieć, że czegoś takiego Milanówek już dawno nie widział. Kilkaset osób zebranych na placu przy ul.Warszawskiej, kilkunastu mówców wsród których byli radni, przedstawiciele stowarzyszeń i zwykli mieszkańcy, gorące oklaski towarzyszące każdemu mówcy.
Spotkanie, które odbyło się w Milanówku w sobotę niewątpliwie było bardzo potrzebne. Niewiele jest w końcu okazji przy których mieszkańcy mogą publicznie wypowiedzieć się o tym co ich boli w ich mieście i zostać wysłuchanym, a takich tematów nazbierało się niewątpliwie dużo: wysokie opłaty za śmieci, problemy z przyjęciem dziecka do publicznego przedszkola, wydatki milanowskiej "władzy" z których nie chce się wytłumaczyć.
To, że na tym spotkaniu zjawiło się znacznie więcej mieszkańców niż na którymkolwiek spotkań burmistrza z mieszkańcami dowodzi chyba tego, że jego organizatorzy trafili w samo sedno tego co w Milanówku jest potrzebne. Możliwość otwartej debaty o problemach miasta, jawność funkcjonowania magistratu, racjonalne wydawanie pieniędzy i szacunek dla mieszkańców
Wybieg dla troli
Najpiękniejsze milanowskie wille.
Od pewnego czasu zaczęliśmy kolekcjonować argumenty używane przez grasujących w internecie "obrońców" lokalnej "władzy" tłumaczące w ich rozumieniu działania kilku serwisów obywatelskich, niezależnych radnych i stowarzyszeń. Na początku próbowaliśmy szukać w nich jakiejś logiki, ale skończyliśmy z dość humorystyczną listą, która daje bardzo ciekawy obraz stanu świadomości osób z których ust/klawiatury te argumenty padają.
Tak więc według "obrońców" lokalnej "władzy" :
1. to wszystko spisek (ogólnie)
2. to wszystko spisek podstępnego biznesmena
3. ktoś chce wymordować Milanowian (o czym swiadczą literówki na stronie układajace się w tajemnicze wzorki).
4. to wszystko parcie na szkło i opluwanie miasta w mediach
5. to oszołomy, przez których w powiecie się z Milanówka śmieją "po kontach"
6. to dlatego, że ktoś chce zrobić interes
7. to zwykły ściek i popłuczyny
8. wstydzę się za tych państwa
9. Milanowianie, brońmy się przed obcymi
10. może burmistrz jest nieudolny, ale przynajmniej nie jest krwiożerczy
11. to jest 5 osób w tym jedna najprawdopodobniej fikcyjna
12. znajomy psychiatra mi powiedział...
Podsumowywać nie będziemy bo z naszych doświadczeń wynika, że i tak zaraz trole się spełzną i podsumują, a przy okazji dorzucą kilka punktów do listy
Tak więc według "obrońców" lokalnej "władzy" :
1. to wszystko spisek (ogólnie)
2. to wszystko spisek podstępnego biznesmena
3. ktoś chce wymordować Milanowian (o czym swiadczą literówki na stronie układajace się w tajemnicze wzorki).
4. to wszystko parcie na szkło i opluwanie miasta w mediach
5. to oszołomy, przez których w powiecie się z Milanówka śmieją "po kontach"
6. to dlatego, że ktoś chce zrobić interes
7. to zwykły ściek i popłuczyny
8. wstydzę się za tych państwa
9. Milanowianie, brońmy się przed obcymi
10. może burmistrz jest nieudolny, ale przynajmniej nie jest krwiożerczy
11. to jest 5 osób w tym jedna najprawdopodobniej fikcyjna
12. znajomy psychiatra mi powiedział...
Podsumowywać nie będziemy bo z naszych doświadczeń wynika, że i tak zaraz trole się spełzną i podsumują, a przy okazji dorzucą kilka punktów do listy
Nie jesteśmy sami czyli społeczeństwo obywatelskie w Polsce B
Najbardziej medialnie aktywna inicjatywa obywatelska z Wadowic (nagranie z Polsatu początek 1:10)
Bardzo fajny sposób przybliżenia mieszkańcom nad czym debatowała rada Miasta. (przykład z Wadowic)
|
Przez pewien czas trwaliśmy w przekonaniu, że Milanówek jest wyjątkowy jeśli chodzi o wzajemne relacje samorządu i mieszkańców. Wydawało nam się, że takie rzeczy zdarzają się tylko w telenowelach z krajów trzeciego świata pomiędzy Alfonsem, Rodrigo i Marią Rositą, są wytworem wyobraźni szalonego scenarzysty i ich jedynym celem jest podniesienie oglądalności reklamy proszku do prania emitowanej w najbardziej dramatycznym momencie. Tymczasem po przejrzeniu internetu doszliśmy do wniosku że byliśmy w błędzie. Relacje pomiędzy milanowskim samorządem i mieszkańcami to nie dość, że prowincjonalny standard to do tego nawet nie najbardziej malowniczy.
Poniżej co lepsze ciekawostki z Polski B wygrzebane w internecie (cześć 1). 1. Jeziorany (gmina miejsko - wiejska ok. 30 kilometrów od Olsztyna, 3 331 mieszkańców). Dokonania samorządu w Jezioranach dokumentuje blog Wolne Jeziorany, z którego polecamy felietony poświęcone różnym odlotowym pomysłom lokalnego samorządu np. przyjmowanie darowizny na pokrycie sporządzenia planów zagospodarowania oraz różnym odlotowym powiedzonkom lokalnego samorządu "My mamy stosunek ambiwalentny, jeśli chodzi o sklepy jakiekolwiek wielkopowierzchniowe (…) Sklep wielkopowierzchniowy sam powstaje. Gmina do tego nic nie ma. (…) Ja tam nie chodzę po sklepach wielkopowierzchniowych.” 2. Łomianki (gmina miejsko - wiejska ok. 15 kilometrów od Warszawy, 16 519 mieszkańców). Stowarzyszenie Łomianki Razem powstało, żeby bronić się przed działaniami lokalnego samorządu związanymi z nieruchomościami (hmm... skąd to znamy, wygląda na to, że to chyba jakaś epidemia pod Warszawą ;-) Działa jeszcze dość krótko, ale dość intensywnie. 3. Wadowice (gmina miejsko - wiejska ok. 40 kilometrów od Krakowa, 19 275 mieszkańców). Zdecydowanie najbardziej medialny materiał jaki znaleźliśmy. Przez ostatnie dwadzieścia lat życie w Wadowicach toczyło się według spokojnie, a przynajmniej przewidywalnie. Był ten sam burmistrz i zdaje się w większości ta sama rada miasta. Spokój zmącił najazd intruzów z pobliskiego wielkiego miasta, którzy postanowili nieco zmienić dotychczasowe standardy (hmmm... to trochę nam coś przypomina ;-) Efektem stały się różnego rodzaju przezabawne potyczki o których można przeczytać (a nawet czasem obejrzeć) na stronie Inicjatywy Wolne Wadowice.. 4. Włoszakowice (gmina wiejska ok. 60 kilometrów od Poznania, 3234 mieszkańców). Niezależna strona internetowa ma fajną grafikę i zajmuje się punktowaniem włoszakowickich absurdów (albo jak kto woli szkalowaniem wójta ;-). Z odjechanych pomysłów włoszakowickiego samorządu najbardziej podobał nam się ten z przekształceniem wsi Włoszakowice na miasto Włoszakowice (z czego mają być podobno ewidentne korzyści, których nikt się jednak dopatrzeć nie może. cdn |
|